Menu Zamknij

(Polish) Podróż po zdrowe nóżki

W ten sposob Norman określał powód wyjazdu na operacje do USA. Poirytowana skrajnie różnymi informacjami o postępowaniu z synkiem, doprowadzona w niemocy do wściekłości pewnego grudniowego dnia 2010 roku postanowiłam, że nie będę eksperymentwoać z synkiem, który w swoim wówczas cztero i pół letnim życiu doświadczył tak wiele. W rozmowie z samą sobą wiedziałam, że muszę coś znaleźć, wymyślić, postąpić wbrew wszystkim, ale w zgodzie z własną intuicją. Nastawiona absolutnie ofensywnie zasiadłam przed internetem, dobrodziejstwem naszych czasów. Trudno dziś wyjaśnić w jaki sposób, ale od razu natrafiłam na przedziwną informację o szpitalu dziecięcym w St. Louis w USA oraz sposobie leczenia tam spastyczności u dzieci z porażeniem mózgowym. Selektywna tylna rizotomia brzmiała całkowicie obco, jednak każde zdanie wyjaśniające dawało nadzieję, w przeciwieństwie do tego, z czym spotykałam się na codzień. Natychmiast wysłałam informacje rejestracyjne, co uruchomiło lawinę dalszych działań. Odważyliśmy się – chyba po raz pierwszy – podążać za
drogowskazami dawanymi nam przez napotkanych, nietuzinkowocych ludzi. Całkowicie oddana dzieciom Fundacja Dar Serca z Chicago dala schronienie i srodki na utrzymanie sie podczas pobytu, pomogla w roznego rodzaju formalnosciach, lacznie z kontaktami z LOT-em a radosni jej wolontariusze poświęcili nam swój czas. Pobyt Normana w St. Louis Children’s Hospital był zetknięciem ze standardami leczenia, którego możemy tylko pozazdrościć w kraju nad Wisłą. Dwie opreracje dziecka nie pozostawiły w jego świadomości negatywnych
wspomnień, przeciwnie, dziś twierdzi, że nie był w szpitalu. Na całokształt leczenia składali się również napotkani, niezwykle solidarni w naszej podróży ludzie – Pani Ewa Dyk, Państwo Katarzyna i Zbigniew Florkowie, Pani Małgosia Flynn oraz w szczególności Państwo Magda i Eugeniusz Brzyscy, których zaangażowanie, dobrotliwość i opieka nad nami sprawiły, że zyskaliśmy w nich nowych członków Rodziny. Pobyt w domu Fundacji Dar Serca w Chicago był dla nas także próbą dobrowolnego zaangażowania się w półkolonie organizowane dla
miejscowych dzieci niepełnosprawnych. Przeżyliśmy więc przygodę w grupowym obcowaniu z dziećmi, często pozostającymi w swoim metafizycznym świecie, przy czym prowadzącej letnie zajęcia Pani Beacie Leitloff dziękujemy za piękną lekcję miłości bliźniego.

Joanna Grey